Jestem właśnie na urlopie, daleko od maszyny, burza nap... aż miło, żona usypia dzieciaka, więc z nudów postanowiłem założyć taki temat...
A więc "chwalcie" się, co odwaliliście/odwaliłyście, najgłupszego związanego z moturami ?
Na zachętę - dwie akcje, których pewnie nigdy nie zapomnę...
Numero Uno.
Miałem 14 lat, byłem jeszcze większym debilem niż teraz i zacząłem moją krótką ( na szczęście ) przygodę z jaraniem fajek...
Jade sobie z kaskiem zawieszonym na ręku, na motorynce przerobionej przez Ś.P wujka na crossa (który to zaraził mnie pasja do motocykli), jaram sobie zadowolony fajeczke o nazwie CARO - teraz już ich nie ma. Wszystko ładnie pięknie podziwiam widoki, ale bystrym okiem widze ze z naprzeciwka jedzie policyjny polonez, więc szybko kask z ręki i na łepecyn, ale niestety... nie wyplułem kiepa z paszczy Załozyc kask podczas jazdy jest dość łatwo, ale zdjąc już nie było tak prosto i w efekie miałem cudnego, ogromnego odgacha na brodzie, a dodatkowo ból nie do opisania...
Number 2...
W tym samym sezonie, postanowiłem zająć się serwisem mojej maszyny, gdyż bardzo mocno kopciła, sądziłem ze to wina gaźnika, wiec go wyczyściłem, oczywiście nigdy wcześniej tego nie robiłem, wszystko na czuja... No i podczas składania nie zamontowałem pływaka, maszyna odpaliła, więc szybka jazda testowa. Wacha lała się przelewem na silnik, a ja nieświadomy zasuwam na maksa pod górke - 30 km/h , widze ze ciotka z synem machają do mnie, mowie ok, pewnie się znow wkur... ze psuje letni klimat hałasem, ale nie , jacyś bardziej podnieceni byli... No i fakt, nie chodziło o hałas, jak się po chwili zatrzymałem maszyna pięknie się jarała, fart ze kilka metrow dalej była kupa piachu - akurat rodzice budowali dom, wiec na szybko dryna na glebe i przysypałem z ich pomocą pożar... udało się, mój skarb ugaszony... ufff.
Tata, wystraszony, ze jak tak dalej pojdzie to nie doczeka się wnuków - pomogł mi wlasciwie zmontować gaźnik, w miejsce stopionego wężyka paliwa założyliśmy nowy, maszyna ożyła, ale nadal kopciła... Po rozmowie z wujkiem powiedział iż pewnie padł simering na wale od strony sprzęgła i bierze olej z silnika.... Nie wiedziałem co to simering, ale wiedziałem co to olej , a skoro pali olej z silnika to trzeba go po prostu trochę upuscic, jako nadgorliwiec - lekko przedobrzyłem i zlałem cały... Dryna to dwutakt, wiec silnik na sucho chodził - co prawda z czasem jak sieczkarnia, ale za to już nie kopciła i nawet sprzęgło przestało się ślizgać... dumny z naprawy przelatałem tak do końca sezonu... już bez większych akcji. Dopiero za rok , jak zabrałem się za remont silnika, odkryłem po co był ten olej... W srodku silnika, było około 1,5 cm opiłków ze skrzyni i sprzęgła, nic się nie nadawało do ponownego uzycia, i tylko dzięki litości Taty, dostałem nowe (używane) bebechy i dodatkowo pomogł mi to poskładać.
Miało być krótko, wyszło nie za bardzo.... a wy czym możecie się pochwalić ?